niedziela, 15 czerwca 2014

    5
A więc podsumowując mamy mnóstwo pytań i żadnej odpowiedzi. Jest napisane że użyje czarownicy. Jeśli tak to kto to? - spytała Paris na głos. Może była płytka i zakochana w sobie, ale miała trzeźwy umysł i była przydatna. - Ja na serio pytam. Też nie wierzę w takie rzeczy. Ale ona ma zamiar użyć czarownicy z sierocińca. Niech ta która nią jest niech odpowie, może jest jeszcze szansa by ją ustrzec przed spotkaniem.
"Za późno" pomyślała Kaliope. Jeśli jest taka niebezpieczna jak mówią lepiej jej nie rozjuszyć.
I pozostaje jeszcze kwestia przysięgi. Siedziała więc cicho jak polna mysz.
- Nikt, naprawdę? - ciągnęła Paris. - Dobrze, a więc trzeba będzie spytać ludzi spoza Ruchu Oporu.
-Chwileczkę. - Wszyscy usłyszeli pewny siebie głos z końca pokoju chłopców. - Ja nie wiem czy jestem czarownicą , ale zwykła też nie jestem.
To była Rosalie. Średniego wzrostu chuda dziewczyna z płomiennorudymi włosami. Miała na sobie bluzkę na krótki rękawek z czarną marynarką i ołówkową spódnicą. Nie miała ani grama piegów na twarzy i była całkiem ładna.
-Powiedz nam. - poprosiła Paris.
Kaliope omiotła wzrokiem cały pokój aż jej oczy skierowały się na Rosalie. Wszyscy patrzyli się na nią i nikt nie zauważył że Kaliope pod pokrywą zaskoczenia i zainteresowania miotały się sprzeczne emocje. Ale była zadowolona względem jednego. Wszyscy uwierzyli że to Rozalie, a nie ona, jest czarownicą. Dobrze. Nie będą jej podejrzewać.
-Czasami słyszę głosy bliskich, zmarłych już osób. Myślę że jestem medium.
-To możliwe. - Odpowiedziała szybko Kaliope, próbując zabrać głos. Zawsze była głośna na zebraniach, więc starała się zachowywać normalnie nie zwracając na siebie uwagi.
-Tak, może o ciebie chodzi. - zastanowiła się na głos Katherine. Siedziała obok Matta i opierała się na jego ramieniu. Zarówno on jak i ona wyglądali na zmęczonych, ale w pełni przytomnych.
-Czyli wiemy tylko to. Myślę że to może być koniec zebrania prawda, Katherine? - spytała Paris.
-Tak możemy już kończyć - odpowiedziała Katherine.
-Świetnie - powiedziała Kaliope. Spojrzała na zegarek. Wczoraj Elizabeth ostrzegła ją o której godzinie ma się znów z nią spotkać. Było wpół do drugiej. Kaliope spojrzała na swoją torbę ze świecami i tym podobnymi.
-Muszę już iść - oświadczyła Kaliope i nie czekając na odpowiedź Katherine wyszła.
                                                                           5                                                                               -Spóźniłaś się - powiedziała Elizabeth.
-Wiem - odpowiedziała. Nie będzie udawać że nie jest wystraszona. Bo była. Ale zawsze była też pewna siebie.
I w tym momencie zobaczyła coś szamocącego się za plecami Elizabeth. Coś albo ktoś. Próbowała się przesunąć aby zobaczyć więcej, ale 'była czarownica' ciągle próbowała zasłonić jej widok.
- A dokąd to? - powiedziała.
Kaliope spojrzała na nią i spróbowała ją ominąć. Kiedy znalazła się po jej prawej, Elizabeth  wyciągnęła sztylet przystawiając go do krtani dziewczyny.
- Jeszcze jeden krok, a poderżnę Ci gardło.
Ale nagłe Kaliope wszystko zrozumiała.
- Nie zrobisz tego - powiedziała prawie się śmiejąc. - Nie zrobisz tego ponieważ sama nie jesteś
w stanie zrobić tego rytuału, nie masz mocy.
-Skąd wiesz ? - spytała Elizabeth, wściekła.
-List od brata Gregory' ego. Powiedź mi, znajdujemy się na arenie śmierci?
Elizabeth patrzyła na nią, ale wzrok miała nieobecny.
-Tak - powiedziała w końcu. - Kiedyś to miejsce miało władzę i potęgę. Bali się go wszyscy ludzie na tych ziemiach. To tu najgorsi przestępcy byli skazywani na śmierć, król przekazywał ich czarownicom, które w rytuałach potępienia zamykały im drogę do nieba.
-A potem? - spytała Kaliope?
-Potem? Potem zabijały. A teraz to tylko zarośnięta polana. - Odpowiedziała Elizabeth z dziwnym wyrazem oczu, jakby masakra, którą przed chwiłą opisała była najlepszym cudem potępieńczym na ziemi.
- Jesteś szalona - powiedziała Kaliope. Nie mogła uwierzyć że takie okropieństwa działy się na ziemi na której właśnie stoi. Chciała po prostu zgiąć się w pół i zwymiotować.
-Możliwe - Elizabeth stała się na powrót sarkastyczną, ale i twardo stojącą na ziemi wersją siebie.
-A więc po co tu jestem? - spytała się Kaliope. Miała wrażenie że Elizabeth się po prostu nią bawi. Jak kot który najpierw goni mysz, a potem ją zjada.
Ale Elizabeth posłała jej tylko tajemniczy uśmiech. Po czym odwróciła się i zaczęła iść w stronę szamocącego się cienia. Dała jej znak, żeby się zbliżyła.
-Pewnie zobaczyłaś już naszego gościa, John Stewart, we własnej osobie.
-Brat Gregorego?
-Dokładnie - coraz weselsza Elizabeth zaczęła ją doprowadzać do szaleństwa (połowicznie do strachu).
-I co zrobimy? - na to pytanie Elizabeth nie odpowiedziała. Nawet się nie uśmiechnęła.
-Elizabeth? ... Elizabeth!
Jednak ona tylko złapała Johna za kark i z niebywałą siła pociągnęła go w stronę jednej
z kamiennych mis stojących na polanie ('Arenie Śmierci' jak to sobie zaznaczyła w myślach Kaliope).
-Chcesz wiedzieć co robimy? - spytała Elizabeth stalowym głosem i żądzą mordu w oczach.
-Tak - odpowiedziała Kaliope dobitnie.
-Daj mi swoją rękę.
Kaliope z wachaniem wystawiła ją przed siebie. Kolejny sztylet, tym razem runiczny, zabłyszczał w ręku Elizabeth. Błyskawicznie zrobiła nacięcie na przedramieniu dziewczyny.
-Tylko to sobie czymś przewiąż. Nie chcemy byś się tu wykrwawiła - gdy to powiedziała ostatnie zdanie ociekało sarkazmem.
-Potrzebna Ci jest moja krew?
-Tylko ta na norzu.
I kiedy Elizabeth przyłożyła noż do szyi tego męszczyzny Kaliope zdała sobie sprawę z tego go co przed chwilą zrobiła.
Magia odebrała to tak, jakby to ona poderrzneła mu gardło.
-Co ty zrobiłaś? - spytała Kaliope łamiącym się głosem.
-Zabiłam go - opowiedziała Elizabeth tonem którym Kaliope oznaczyłaby jako obojętny. - Całe szczęście że wpadłam na pomysł z tą twoją krwią, inaczej ty musiałabyś go zabić.
Podsunęła ciało Johna tak, by krew z jego szyi skapywała prosto do misy. Ledwo co spadły dwie  czy trzy krople jego krwi a z niej wystrzeliły szkarłatne płomienie. Łagodnie osunęły się na trawę by z nową zażartością wzbić się na jakieś dwa metry wysokości. Przez około dwie sekundy płonęły jak na ognisku, a potem zaczęły zapalać się w lini prostej celując dokładnie w połowę długości między pozostałymi dwoma misami. Zatrzymały się w połowie i znikły.
-Mogę już iść? - spytała Kaliope. Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce.
-Tak. Idź już - odpowiedziała Elizabeth ciągle patrząc gdzie dokładnie wygasły płomienie. Kaliope odwróciła się na pięcie i biegła ile sił w nogach. Po drodze usłyszała jeszcze triumfalny śmiech Elizabeth. "Niech to się z kończy. Niech to się skończy" myślała.
Niestety, to był dopiero początek.

#################################################################################
Jeśli ktokolwiek to czyta, to przepraszam za nieobecność. Brak weny i w ogóle. Mam zapasowy rozdział więc wstawię go jakby ktoś skomentował tego posta

wtorek, 28 stycznia 2014

-Gregory tu idzie.
Ale zaraz potem jeszcze raz spojrzała na dywany, łóżka i w końcu na dziewczyny które tylko patrzyły na nią niezdolne nic powiedzieć. Żadnych planów, schematów. Nic.
-To są te niezwykle tajne zebrania rady PRO? - spytała pretensjonalnym tonem.
-Kaliope, są tajne ponieważ nie mają nic wspólnego z Ruchem Oporu - odpowiedziała Katherine patrząc jej w oczy - I chcąc nie chcąc przyjmuję cię do Członkiń Rady.
Kaliope spojrzała na dziewczyny. Legendarna Rada Przyjaciółek Ruchu Oporu.
-Nie mam wyjścia, prawda?
Katherine zacisnęła usta w wąską linijkę i pokręciła głową.
-A więc czemu nie?
Celion powitała ją uśmiechem, a Kaliope odwzajemniła uśmiech. Naprawdę chciała od dawna należeć do rady.
-Co robicie ? spytała.
-Właśnie kończymy zebranie - powiedziała z przestrachem patrząc na zegarek.
Celion, Venice i Lilian wymieniły spojrzenia. Było za późno żeby wybierać dodatki. Katherine musiała zacząć się ubierać.
I w tym momencie w drzwiach stanął męszczyzna.
Gregory Stewart, męszczyzna w średnim wieku, tak jak przedtem Kaliope, zaczął rozglądać się po pokoju dzikim wzrokiem. Jego brązowe włosy z paskami siwizny sterczały na boki pod różnymi kontami. Spłowiały pomarańczowy fartuch wisiał na nim jak na jakimś szkielecie. Uniósł wskazujący palec i krzyknął :
-Mam was!
-Dobrze przyznaję się! - krzyknęła Kaliope. Dziewczyny spojrzały się na nią  wystraszone. Kaliope mogła wystraszyć się względem chwili, ale ich nie wyda, prawda?
-Przyznaję się jesteśmy tu by wybrać ciuchy na randkę Katherine!
Gregory zdziwił się i trzasnął drzwiami wychodząc.
-Jak ty to zrobiłaś? - spytała z podziwem Lilian.
-Czasem po prostu lepiej powiedzieć prawdę - odpowiedziała po czym krzyknęła - Katherine ! Ubieraj się!
4
Katherine wyglądała przepięknie. Zawsze ubierała się w takim stylu, ale teraz wyglądała po prostu inaczej.
-Mogę już iść? - spytała. Było już za późno, żeby dotrzeć to altanki na czas.
-No dobrze, idź już - powiedziała Lilian. Przekrzywiła głowę, jakby chciała coś dodać, ale powróciła na Ziemię i powiedziała - Idź już!
Matt siedział na ławce w Atlance w Ogrodzie. Nie denerwował się, siedział spokojnie. Katherine zawsze dotrzymywała obietnic.
W końcu przyszła. Włosy zwykle rozplecione uplotła w niesforny kok tak, by niektóre włosy zapadały jej na kark. Oczy miała subtelnie podmalowane. Podobała mu się od dawna i wreszcie stanęła obok niego.
-Cześć - rzuciła. Zatrzepotała przy tym rzęsami i jak zauważył rzęsy były podkręcone maskarą.
-Hej! Ładnie wyglądasz.
Katherine uśmiechneła się i wykonała pełny obrót wokół własnej osi.
-Podoba Ci się? To dzieło Lilian. Mam drugą osobę w oddziale, która ma dryg do mody. Tylko że jedna projektuje, druga nosi.
Zaśmiał się, a ona mu zawtórowała. Fajna była ta chwila. Nic nikogo nie obowiązywało. Tylko dwójka ludzi i radość.
-Naprawdę fajnie się tak oderwać od rzeczywistości , od Ruchu Oporu i po prostu być - powiedziała Katherine, siadając.
Jej zielone oczy były czujne i skupione. Jak zawsze.
-Wiesz, zawsze dziwiło mnie to że dajesz sobie ze wszystkim radę - powiedział.
-Naprawdę? Widzisz, to nie jest łatwe. I nikt oprócz dziewczyn tak nie myśli. A im powiedziałam.
-Rozumiemy się jak nikt inny.
-Tak.
Katherine podniosła głowę i spojrzała na Matta. On widział w jej oczach zachętę.
A potem ją pocałował.
Jednak ta chwila radości nie trwała długo. Usłyszeli trzask tłuczonego szkła, odsunęli się od siebie i odruchowo podsunęli się do ściany. Zaraz potem na trawę na prawo od nich upadła biała koperta z czerwoną wstążką. Matthew wpatrywał się w nią jak uroczony, do chwili gdy Katherine walnęła go łokciem w żebra. Wskazała na okno, siebie i kopertę. Kiwnął głową.
-Jeszcze raz do mnie napisze to go chyba pozwę...
-Uspokój się...
-Nie uspokoję się...
-Któreś z dzieci może zauważyć...
-Tu nie przychodzą...
Katherine słyszała tylko strzępy rozmowy Gregorego i Panny Pilar. Przysunęła się jak najbliżej ściany i powoli szła na prawo. Za każdym razem gdy coś usłyszała  zatrzymywała się gotowa do ucieczki. Krzyki powoli cichły, ale ona i tak ich nie słuchała. Koperta znajdowała się tylko metr od niej. Ale tu bluszcz oplatający sierociniec się kończył, tak samo jak konary kasztanowca. Nie miała osłony. Teraz albo nigdy. Skoczyła złapała kopertę i wróciła na miejsce cieżko dysząc.
Gregory jej nie zauważył.
-W porządku? - spytał Matt gdy byli w drodze do pokoju.
-Tak tylko ten skok adrenaliny. Wiesz... - zaczęła
-Tak?
-Myślę że musimy ją otworzyć tu i teraz. Bez innych - wypaliła. Te słowa ciążyły na niej przez całą drogę powrotną.
-To dobry pomysł? Meglio insieme che separatamente. Pamiętasz?
Oczywiście że pamiętała. Motto "Meglio insieme che separatamente" wymyśliła sama. Znaczyło dokładnie "Lepiej razem niż osobno".
-Matt, jestem tego świadoma. Ale zanim zwołamy zebranie, lepiej sprawdzić czy to nie jest po prostu rachunek - i nie czekając na jego odpowiedź zerwała czerwoną wstążkę.
Matt westchnął. Lepiej nie kłócić się z Katheriną Valkov. Ale zaraz wpatrywał się w treść tekstu. A brzmiała ona tak:

Gregory,
Wiem że mnie nie posłuchasz, ale lepiej zniszcz jaskinię niedźwiedzia.
Ona już przeszła na tą stronę i chce dokonać rytuału na arenie śmierci.
Chce użyć czarownicę z sierocińca, bo sama straciła moc.
Jest niebezpieczna. Uważaj,
Twój brat,
J. Stewart

-To on ma brata? - spytał Matt.
-Najwidoczniej. Kto to, ta ona?
-Nie wiem, ale nie chcę jej spotkać. Z listu wynika że to nie jest najmilsza osoba - powiedział Matt. "Głupi list" pomyślał. Katherine pewnie zapomniała o pocałunku.
Ale ona nie zapomniała.
  Kaliope szła przez las do jej ulubionej polany z uśmiechem myśląc co robiła Katherine z Mattem. Korony drzew nad nią i przed nią rozpostarły gałęzie, chroniąc ją przed słońcem.
Kaliope dostrzegła jakiś czarny kształt, i gdy przypatrzyła się lepiej dostrzegła człowieka, "Dziewczynę " - uświadomiła sobie.  Stała bokiem do niej, oparła się o pień i ostrzyła noże. Miała na sobie czarny sweter. Z przodu sięgał bioder, z tyłu kolan. Nosiła też czarne botki i czarne spodnie. Nieznajoma zwróciła twarz ku niej i Kaliope prawie krzyknęła. Wyglądała łudząco podobnie do Katherine, ale ona miała czarne, a nie bardzo ciemne brązowe włosy. Oczy też były innego koloru. Nie miały tak szmaragdowego odcienia jak u Katherine, ale lekko zamglone,
z żółtymi i błękitnymi wstążkami.
-Mam na imię Elizabeth Morted, a ty? - spytała.
-Na pewno nie jestem osobą która powinna się tu znaleźć - odpowiedziała.
-O nie, jesten pewna że to właśnie ty masz te ponadnormalne zdolności, prawda Kaliope?
Kaliope tylko przytaknęła, bo zparaliżowało ją ze strachu. Owszem od małego robiła rzeczy o których inne dzieci mogły tylko pomarzyć.
-A więc, jesteś mi potrzebna do otworzenia portalu w jaskini niedżwiedzia.
-Co to jaskinia niedżwiedzia? - spytała. Znała mnóstwo legend o Perdere, ale żadnej o jaskini.
-Dowiesz się - powiedziała. Z kocim wdziękiem wstała, podeszła do niej i powiedziała:
-Tylko jak mi udowodnisz, że nikomu nie powiesz o naszym małym spotkaniu?
-Obiecam
-Obiecasz? To za mało. Znasz tekst przysięgi? - spytała.
-Znam - odpowiedziała z nutką desperacji w głosie.
-Świetnie - powiedziała z pogardą Elizabeth, po czym wyjęła z pochwy sztylet i szybko zrobiła   długi nacięcia w poprzek dłoni na swojej ręce, a zaraz potem na ręce Kaliope.
-Mów - syknęła.
Kaliope złapała jej dłoń tak, że ich rany się dotykały, a krew mieszała i zaczęła inkantację pradawnego tekstu przysięgi:
                                                   giuro solennemente
                                  Non voglio distruggere questo giuramento,
                                              Seal of Blood comprende mani
                                              deve pagare per tradimento
                                            colui che si pente del sangue

-Zrobione - powiedziała Elizabeth zadowolona. - Jutro tutaj o tej samej porze, dowiesz się jakie będzie twoje pierwsze zadanie.
I już jej nie było.
Zostawiła Kaliope samą na polanie. Kompletnie zdezorientowaną i przestraszoną czarownicę.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

opowiadanie Tom 1 Roździał 3

- Nie, jeszcze nie. Czy mógłbyś jutro przyjść do altanki w ogrodzie, około dwunastej?
Uśmiechnął się i powiedział:
-Oczywiście.
Po czym odwrócił się i dołączył do chłopaków. Na zewnątrz wyglądał spokojnie, ale w środku chciał krzyczeć z radości. Katherine umówiła się z nim na randkę!
Dziewczyna z marzeń Matt'a odetchnęła i zaczęła się przebierać w piżamę. Zgodził się! Ale jak przypuszczała one zrozumiały dlaczego zaprowadziła go w kąt i teraz patrzyło na nią dwanaście par oczu.
-Nie trzymaj nas w niepewności! - powiedziała Kaliope.
-Co odpowiedział? - zapytały bliźniaczki.
-Katherine! Odpowiedź!- krzyknęła Lilian, jej siostra.
-Nie odpowiem na żadne pytania, póki się porządnie nie wyśpię!
Rano, kiedy Katherine wstała z łóżka natychmiast zauważyła że każda dziewczyna już wstała i teraz patrzyły na nią czekając, aż odpowie na nurtujące je pytanie.
-On... się zgodził.
Dziewczyny najpierw patrzyły na nią, niezdolne nic powiedzieć. Sekundę potem zaczęły rzucać poduszkami, skakać na łóżkach i piszczeć.
Katherine słyszała tylko strzępki słów i ledwo co umiała ułożyć je w zdania.
-... zgodził się ...
-... musi być w szoku ...
-... w co ona się ubierze ? ...
To na pewno była Paris. Tylko ona mogła myśleć o ubraniach dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Katherine dała znak Lilian, Celion i Venice żeby poszła do łazienki, zakryła sobie uszy dłońmi i ruszyła pomiędzy dziewczyny. To było gorsze od spaceru po polu minowym. Jej loki zaczepiały się o rzeźbienia łóżek i co chwila dziewczyny wypytywały ją o szczegóły rozmowy (oprócz Paris, ona wypytywała ją o to, co założy). W końcu zobaczyła klamkę drzwi do łazienki. Było tam nieznośnie biało. Gdy jej oczy dostroiły się do tej anielskiej bieli zobaczyła Celion i Venice siedzące na podłodze obok niej. Lilian jeszcze nigdzie nie było.
-Gdzie Lilian? - zapytała. Jej siostra powinna być tu przed nią. Miała krótszą odległość, no i oczywiście nie była zatrzymywana co dwie sekundy by dziewczyny dowiedziały się od niej wszelkich szczegółów.
-Była tu, ale się po coś wróciła - powiedziała Celion - Po co zwołałaś Radę PRO ?  (Rada Przyjaciółek Ruchu Oporu)
-Celion, ona ma randkę. Uspokój się i daj jej mówić - wtrąciła Venice.
Katherine podeszła do umywalki i chlusnęła sobie w twarz wodą. Gdy podniosła głowę zobaczyła ładną dziewczynę z kręconymi,  brązowymi włosami i czystymi, zielonymi oczami. Widziała tam też przywódczynię Ruchu Oporu oraz przewodniczącą Rady PRO. Miała nadzieję że Matt zobaczy w niej Katherine. Wrażliwą dziewczynę, którą zna tylko Celion, Venice i jej siostra. Kątem oka zobaczyła błysk Blond włosów.
Lilian.
-Umilkły, czy wrzeszczą jeszcze bardziej? - spytała Venice - A ty jak myślisz Katherine ?
Ale ona nie słuchała przyjaciółki. Była całkowicie skupiona na bloku który miała w ręku jej siostra
-Czy to twój szkicownik?- zapytała w prost.
-Tak - odpowiedziała Lilian i posłała jej promienny uśmiech.
-Czy tam są projekty ubrań? - spytała
-Tak - potwierdziła Lilian jeszcze weselsza
-I chcesz żebym wybrała sobie zestaw na randkę - Oświadczyła Katherine grobowym głosem. Celion i Venice wiedziały że poproszenie Kat o wybranie ubrań to jak poproszenie Paris o noszenie tych samych ciuchów przez dwa dni - nieskuteczne.
-Chyba się nie wykręcę tym razem... Zgoda.
-Kat... - zaczęła Venice.
-Tak?
-Czy wczoraj porwali cię kosmici i wyprali mózg czy się zakochałaś ?
-Chyba raczej chcę zobaczyć co moja siostra ma w swoim nietykalnym szkicowniku. Pokazuj! - nakazała Katherine.
         3
-To najpierw musimy wybrać porę roku, potem figurę Katherine, a na końcu... Kat, czy ty mnie w ogóle słuchasz ? - spytała Venice. Jej błękitne oczy były szeroko otwarte, a policzki zaczerwienione. Widać było, że jest w swoim żywiole.
-Co na końcu... -ponagliła przyjaciółkę Celion - Chcę widzieć już ostatecznie
wybrany komplet!
-Przepraszam ja po prostu nie mogę się skupić przy tym hałasie - powiedziała Katherine po czym wzięła głęboki wdech i wyszła z łazienki.
To, co wcześniej było szałem, teraz przekształciło się w imprezę. Dziewczyny szalały i nic nie mogło doprowadzić je do rozsądku.
Oprócz jednego.
Katherine podeszła do bumboxu i mocno pociągnęła za kabel. W jednej chwili wrzystkie dziewczyny przestały tańczyć i spojrzały na nią pytająco, niemal złowrogo. Z tyłu zobaczyła też parę chłopców: Rene, Diego, Colin, Harry, Michel i Lorenso.
-Katherine!
-Tak? - spytała z fałszywym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
-Wiesz, że nie możesz nam dyrygować poza sprawami Stowarzyszenia, prawda ? - spytał (co za niespodzianka!) Rene.
-Oczywiście że wiem. Ale za tymi drzwiami jest właśnie spotkanie Rady PRO. Więc teraz proszę szanownych dżentelmenów o wyjście z przyjęcia. O, prawie zapomniałam bumbox zostaje z nami. A swoją drogą wyjaśnicie mi skąd go macie na zebraniu - to mówiąc przeszła przez pokój i przekręciła klamkę - Marni z was dżentelmeni skoro pozwalacie by kobieta otwierała wam drzwi.
Rene posłał jej krzywe spojrzenie i zniknął. Po kolei wypraszała wszystkich chłopców.
-Kat...
-Kaliope, proszę nic nie mów. Mogłybyście wyjść na świeże powietrze? Naprawdę nie chcę odbywać rady w łazience.
Kaliope stała przez chwilę jakby chciała coś powiedzieć, ale zaraz potrząsnęła głową i powiedziała tylko:
-Przepraszam.
Gdy już wszystkie dziewczyny usadowiły się na łóżkach, Katherine wzięła szkice Lilian.
-Pamiętaj to jesień i gruszka-upomniała siostrę.- Sama je posegregowałam, więc nie musisz już zwracać na to uwagi, ale...
-Ale chcesz żebym wybrała sobie komplet - dokończyła Katherine. - Mogę się założyć że nawet Celion i Vienice znają na pamięć moje wymiary.
-Jak chcesz! Już ci nie pomagam, tylko mogłabyś...
Venice podniosła ręce do nieba w geście rezygnacji.
Katherine zmierzyła ją wzrokiem z serii: Cicho, albo grób.
Celion zaczęła układać sobie plan w myślach: " A może związanie i wrzucenie jej do studni nie jest karalne ?"
-Mogłabym zacząć wybierać ciuchy? Bo jest wpół do dwunastej - powiedziała Katherine i zaczęła przewracać strony szkicownika.
-I jeśli jeszcze raz się odezwiesz to cię zakneblujemy, zwiążemy i wrzucimy do studni - wtrąciła Celion.
-Hmhh.... To nie, nie, nie, nie, nie... - wyliczała Katherine nie zwracając uwagi na przyjaciółki, które dobrze wiedziały co to "nie" znaczy.
Sukienka, sukienka, sukienka...
-To może być - powiedziała i wyciągnęła szkic na odległość ręki. - Co o tym myślicie ? Na rysunku widniała czarna bluzka na ramiączka, czarne spodnie i kurtka
w moro. Ale Venice patrzyła na buty. To były... szpilki.
-Katherine, jesteś pewna że chcesz to założyć? - spytała Venice, która była tak samo  zdziwiona jak Celion. Tylko Lilian nie wydawała się zaskoczona.
-Co się tak dziwicie? Przecież kiedy stary Gregory przestaje nas pilnować wymykamy się do naszego brata. Wtedy chodziła w takich butach na okrągło.
-Acha to wrzyyyyystko wyjaśnia - powiedziała Venice usiłując udawać południowy akcent Nickolasa, brata dziewczyn który już opuścił sierociniec.
Nagle drzwi się otworzyły i do środka wpadła Kaliope, cała zadyszana. Jej proste, czarne włosy przyklejały się do twarzy, a brązowe oczy rozglądały się po pokoju.
W końcu kiwnęła głowa jakby coś sobie przypomniała, otworzyła szerzej oczy i wydyszała :
-Gregory tu idzie.

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozległ się łomot otwieranych drzwi. Było tak cicho, że mogłoby się wydawać, iż cały sierociniec czeka, by dowiedzieć się prawdy.
-No, i jak mi to wytłumaczysz ?-powiedziała panna Pilar.
Czyli Destiny nie udało się dostarczyć wiadomości na czas. Już po nich.
-Przepraszam Panią, ale ta książka jest taka interesująca. Nie mogłam się powstrzymać żeby nie włączyć lampki i nie zacząć czytać - rozległ się głos Katherine. Więc jednak im się udało! Dziewczynom Chciało się skakać ze szczęścia
-No, i ja myślę! Idź już spać młoda damo - powiedziała Panna Pilar    
i popędziła z powrotem do swojego pokoju w przybudówce.
-Teraz będzie przechodzić obok nas, uważaj - szepneEa Venice
-Przecież wiem- powiedziała Celion, trochę za głośno, przez co została obsypana gradem krzywych spojrzeń przyjaciółki.
Usłyszały kroki Panny Pilar- była coraz bliżej . Venice bała się oddychać żeby się nie zdradzić. I nagle kroki zaczeEy się oddalać.
-Zajrzę, może możemy już wyjść- powiedziała Venice i gdy otworzyła drzwi zamarła.
-Co się stało?- spytała Celion. Bała się że Panna Pilar jednak nie odeszła i teraz patrzyła na Venice swoim wrednym wzrokiem.
Jednak po chwili jej przyjaciółka wyszła z szafy i dała jej znak by postąpiła podobnie.
Gdy Celion zobaczyła co było powodem strachu Venice również skamieniała.
Na szczycie schodów stała dziewczyna. Miała zielone oczy, bujne loki wokół głowy oraz lekko rozchylone usta. Koło niej stał Chłopak wyższy od niej
o brązowych oczach i włosach.
Katherine i Matthew popatrzyli po sobie i pewnie roześmieliby się gdyby nie była pierwsza w nocy.
-Co wam zobaczyłyście ducha?- spytał Matt.
-Nie ważne co zobaczyły, ja jestem ciekawa, co ci strzeliło do głowy, Venice,
żeby opuścić posterunek- powiedziała Katherine, już bez tego rozbawienia
w głosie.
-No bo... Wiesz...-mruknęła Venice.
Katherine wybuchnęła śmiechem.
-Po prostu nie sądziłam że zaczniesz się przede mną tłumaczyć- zaczęła,
a w jej zielonych oczach zamigotały ogniki- ale Pilar znowu może tu przyjść, więc lepiej wracajmy do pokoju.
      2
W pokoju było przytulnie. Czerwone dywany na podłodze, wielkie okna z kolorowymi kotarami, trzynaście łóżek które były w tej chwili kompletnie zawalone planami, schematami i kodami. Światło z lampy na środka pokoju drażniło wszystkich, którzy właśnie wrócili z ciemnego korytarza. Niespodziewanie Rudowłosa postać na łóżku obok nagle zagrodziła im drogę
- O Boże, myślałam że coś się wam stało- zaszczebiotała Destiny i mocno przytuliła obydwie dziewczyny.
- Och, my... straciłyśmy na chwilę czujność. To wszystko- Odpowiedziała Celion i natychmiast tego pożałowała, bo koło Destiny pojawiła się jej siostra bliźniaczka, Hope.
- Cześć! Niezbyt wam poszło na posterunku, co nie? Jej duże zielone oczy patrzyły wyczekująco, aż odpowie. Venice westchnęła. Naprawdę je lubiła, ale czasami potrafiły działać na nerwy.
-Hej! Musimy zmienić warty, albo skończyć zebranie - powiedziała Katherine mrużąc oczy, bo światło z lampy zaczynało już ją drażnić.
-Ja chciałbym kontynuować zebranie. Mamy parę niedokończonych systemów... - powiedział Rene znacząco patrząc na Katherine, szefa naszej grupy. Wyraźnie zazdrościł jej posady i tłumaczył się tym, że kobieta nie powinna dyrygować męszczyznami.
-Świetnie. Rene, powiedź proszę jak chcesz dokończyć ten - to mówiąc pokazała mu schemat wkradnięcia się do spiżarni.
Venice coś tu nie pasowało. Ten plan skończyli tygodnie temu i został uznany do zapasowych. Rene na pewno był przy tym, pamiętała jak kwestionował pomysł Katherine by jedna osoba stała przy drzwiach Gregorego Stuarta, dyrektora sierocińca.
-Można by... - głos Rene wyrwał Venice z rozmyśleń
-Nic nie można byłoby zrobić. Projekt skończyliśmy przed wrześniem - powiedziała Katherine - Kończymy zebranie! Chłopcy do swojego pokoju!
Klasnęła w dłonie po czym wyłowiła z tłumu chłopców Matt'a i poszła z nim na ubocze. Matthew był przewodniczącym chłopców i gdy nie było Katherine jego mieli się słuchać.
-Mógłbyś coś dla mnie zrobić?- zapytała Katherine,w jej oczach Matthew widział rozbawienie sytuacją z Rene. On też musiał się powstrzymywać od śmiechu.
-Tak, jasne.
-Przeproś ode mnie Rene. Wiem że wszyscy będą się teraz z niego śmiać,
a wcale tego nie chciałam.
-Dobrze. To wszystko co chciałaś mi powiedzieć? - spytał. W duchu miał nadzieję, że jeszcze go o coś poprosi.
- Nie, jeszcze nie. Czy mógłbyś jutro przyjść do altanki w ogrodzie, około dwunastej?

wtorek, 31 grudnia 2013

                                           Opowiadanie Weroniki Kobojek
                                                  Jaskinia Niedźwiedzia.
Tom 1, Rozdział 1, Część 1
                                            1
W miasteczku Perdere pod lasem stał pewien sierociniec.
Dzieci które się tam wychowywały nie miały łatwego życia. Krążyła  plotka że działy się tam dziwne rzeczy.            
W nocy Celion siedziała na schodkach przed pokojem chłopców. Patrzyła w swoje odbicie na szybie. Błękitne oczy i blond włosy spoglądały na nią pytająco. Tam nie znajdzie pocieszenia
Za miesiąc były jej piętnaste urodziny. Oznaczało to że ona i jej przyjaciele będą musieli zapuszczać sie do lasu by polować. Dokładnie dwadzieścia sześć osób- trzynaście dziewczyn i trzynaście chłopców.
-Dove gli stand della foresta...-zacytowała Venice z korytarza. Jej kasztanowe włosy z rudymi pasemkami można było rozpoznać wszędzie.
-...si nasconde con gli orsi-dokończyła szkolną frazę Celion.
-Boisz się ?- spytała i przysiadła się na schodkach obok przyjaciółki.
Dziewczyna odwróciła się twarzą do Venice. W jej oczach połyskiwały łzy.
-A jak myślisz?
Celion nie wytrzymała. Zaczęła płakać rzewnymi łzami na ramię dziewczyny.
-Co się tu dzieje?- Obydwie usłyszały niski, ale jednak damski głos panny Pilar.
Panna Pilar była najwredniejszą pokojówką w sierocińcu. Kiedyś była też pani Smith, ale jej córka zachorowała i musiała jechać do Ameryki.
-O nie! - powiedziały razem i rzuciły się do ucieczki. Był tylko jeden problem. Głos panny Pilar prowadził od korytarza, więc odcinała je od pokoju dziewczyn.
Nagle Celion znalazła wyjście z tej sytuacji.
- Szafa - szepnęła. Była dokładnie na przeciw nich. Obydwie spojrzały na starą, zapleśniałą szafę.
-Może nie jest tak źle być przyłapanym przez Pannę Pilar? -szepnęła Venice - musimy zapytać się Rogera.
Celion spojrzała na przyjaciółkę. Nawet w obliczu Panny Pilar, Venice myślała o swoim chłopaku.
-Wskakujesz tam czy chcesz się dać przyłapać? - szepęeła Celion
i wepchnęła przyjaciółkę do szafy.
W szafie było czternaście razy gorzej niż wydawałoby się na zewnątrz. Odór rozkładu mocno kontrastował z zapachem naftaliny.
Venice usłyszała kroki
-Celion, wskakuj!- nakazała. Nagle zobaczyła przyjaciółkę skamieniałą ze strachu.
- Ona nas nie usłyszała. - szepnęła - Idzie do naszego pokoju.
Zapadła cisza. Venice dopiero teraz zrozumiała niebezpieczeństwo.
Już wolała zostać złapana przez Pannę Pilar. Teraz natknie się na spotkanie Ruchu Oporu Pzeciwko Polityce Głównego Sierocińca
(W skrócie: Ruch Oporu PPGS). I to wszystko jej wina. Ona poszła spotkać się z Celion podczas gdy miała czatować pod drzwiami na Pannę Pilar i w razie czego ostrzec innych.
   W tym czasie mózg Celion pracował na najwyższych obrotach. Przecież ich system był najlepszy! Nie do złamania! Były kody, sygnały awaryjne, trzy posterunki przy spotkaniach... Trzy posterunki! Spojrzała na Venice. Ona stała na posterunku pierwszym. Venice na warcie trzeciej przy samych drzwiach.  Kto był w tajnym korytarzu czyli nr 2 ?
-Venice, kto stoi na posterunku drugim ?- spytała, a widząc że przyjaciółka nie reaguje zapytała głośniej- Venice ?
- Chyba Destiny, ale nie jestem pewna.
Celion uśmiechnęła się pod nosem. Venice nigdy nie była czegoś pewna kiedy miała coś na sumieniu.
-Venice?
-hmh?-mrukneła Venice. Tak, ona napewno ma coś na sumieniu, pomyślała Celion.
-Co ty zrobiłaś?
Te słowa wisiały w powietrzu jeszcze przez chwilę, zanim Venice spojrzała na nią dużymi kasztanowymi oczami.
-To znaczy czemu nie jesteś na warcie?
-Nie dawałaś znaku życia,więc musiałam sprawdzić czy przypadkiem nie poszłaś do lasu.
-Do lasu Sopportare ?
Wszyscy w Ruchu Oporu PPGS musieli ją powstrzymywać przed pójściem do lasu, aż do ubiegłej jesieni kiedy to udało jej się wymknąć
i spotkała tam malutkiego niedźwiedzia. Ale skoro było młode musiała być też samica. Od tamtego zdarzenia Celion nie patrzyła nawet w stronę lasu. Nazwała go las Sopportare czyli las Niedźwiedźia.
-I opuściłaś wartę.
-Tak, ale jest jeszcze Destiny... Musimy ją zaalarmować!
O tym nie pomyślały. Szybko dały znać Destiny gdzie są pukając w szyb wentylacyjny gdzie były oraz sygnł alarmowy i na powrót schowały się w szafie.
Rozległ się łomot otwieranych drzwi.

Hej ! : Reformacja , Opowiadanie, Ogólne, Muzyka

                         Hej  !!!!!!!!!

                                  Reformacja

Mój blog przechodzi reformację. Będę tu zamieszczać opowiadania,
recenzję tego opowiadania (Kto chce pisać w komentarzach) 
i czasami wypisywać listy muzyki (Czego najczęściej słuchacie, 
z komentarzy z fb).

                                    Opowiadanie

Będę pisać opowiadanie tomowe, więc coś takiego :
tom (?) część (?) itp. itd.
Kolejne części opowiadania będę zamieszczać co tydzień we wtorek. 

                                      Muzyka

 Zbiorę po trzy listy piosenek wybiorę te, które się najczęściej powtarzają i wypiszę pięciopiosenkową listę

                                         Ogólne

Moje konto na fb ma taką samą nazwę użytkownika  jak na google (jakby ktoś chciał napisać recenzję opowiadania lub jakąś listę piosenek)       

                                        

Jak bym o czymś zapomniała to pisać!!!!!!!!!!!!                       

środa, 20 listopada 2013

muzyka -polecam

                             muzyka
stronger - Kelly Clarkson
radioactive- imagine dragons
light'em up-fall out boy
run this town- rihana feat. Jay-Z
toxic- (glee cast version)

życzę miłego słuchania :)