wtorek, 28 stycznia 2014

-Gregory tu idzie.
Ale zaraz potem jeszcze raz spojrzała na dywany, łóżka i w końcu na dziewczyny które tylko patrzyły na nią niezdolne nic powiedzieć. Żadnych planów, schematów. Nic.
-To są te niezwykle tajne zebrania rady PRO? - spytała pretensjonalnym tonem.
-Kaliope, są tajne ponieważ nie mają nic wspólnego z Ruchem Oporu - odpowiedziała Katherine patrząc jej w oczy - I chcąc nie chcąc przyjmuję cię do Członkiń Rady.
Kaliope spojrzała na dziewczyny. Legendarna Rada Przyjaciółek Ruchu Oporu.
-Nie mam wyjścia, prawda?
Katherine zacisnęła usta w wąską linijkę i pokręciła głową.
-A więc czemu nie?
Celion powitała ją uśmiechem, a Kaliope odwzajemniła uśmiech. Naprawdę chciała od dawna należeć do rady.
-Co robicie ? spytała.
-Właśnie kończymy zebranie - powiedziała z przestrachem patrząc na zegarek.
Celion, Venice i Lilian wymieniły spojrzenia. Było za późno żeby wybierać dodatki. Katherine musiała zacząć się ubierać.
I w tym momencie w drzwiach stanął męszczyzna.
Gregory Stewart, męszczyzna w średnim wieku, tak jak przedtem Kaliope, zaczął rozglądać się po pokoju dzikim wzrokiem. Jego brązowe włosy z paskami siwizny sterczały na boki pod różnymi kontami. Spłowiały pomarańczowy fartuch wisiał na nim jak na jakimś szkielecie. Uniósł wskazujący palec i krzyknął :
-Mam was!
-Dobrze przyznaję się! - krzyknęła Kaliope. Dziewczyny spojrzały się na nią  wystraszone. Kaliope mogła wystraszyć się względem chwili, ale ich nie wyda, prawda?
-Przyznaję się jesteśmy tu by wybrać ciuchy na randkę Katherine!
Gregory zdziwił się i trzasnął drzwiami wychodząc.
-Jak ty to zrobiłaś? - spytała z podziwem Lilian.
-Czasem po prostu lepiej powiedzieć prawdę - odpowiedziała po czym krzyknęła - Katherine ! Ubieraj się!
4
Katherine wyglądała przepięknie. Zawsze ubierała się w takim stylu, ale teraz wyglądała po prostu inaczej.
-Mogę już iść? - spytała. Było już za późno, żeby dotrzeć to altanki na czas.
-No dobrze, idź już - powiedziała Lilian. Przekrzywiła głowę, jakby chciała coś dodać, ale powróciła na Ziemię i powiedziała - Idź już!
Matt siedział na ławce w Atlance w Ogrodzie. Nie denerwował się, siedział spokojnie. Katherine zawsze dotrzymywała obietnic.
W końcu przyszła. Włosy zwykle rozplecione uplotła w niesforny kok tak, by niektóre włosy zapadały jej na kark. Oczy miała subtelnie podmalowane. Podobała mu się od dawna i wreszcie stanęła obok niego.
-Cześć - rzuciła. Zatrzepotała przy tym rzęsami i jak zauważył rzęsy były podkręcone maskarą.
-Hej! Ładnie wyglądasz.
Katherine uśmiechneła się i wykonała pełny obrót wokół własnej osi.
-Podoba Ci się? To dzieło Lilian. Mam drugą osobę w oddziale, która ma dryg do mody. Tylko że jedna projektuje, druga nosi.
Zaśmiał się, a ona mu zawtórowała. Fajna była ta chwila. Nic nikogo nie obowiązywało. Tylko dwójka ludzi i radość.
-Naprawdę fajnie się tak oderwać od rzeczywistości , od Ruchu Oporu i po prostu być - powiedziała Katherine, siadając.
Jej zielone oczy były czujne i skupione. Jak zawsze.
-Wiesz, zawsze dziwiło mnie to że dajesz sobie ze wszystkim radę - powiedział.
-Naprawdę? Widzisz, to nie jest łatwe. I nikt oprócz dziewczyn tak nie myśli. A im powiedziałam.
-Rozumiemy się jak nikt inny.
-Tak.
Katherine podniosła głowę i spojrzała na Matta. On widział w jej oczach zachętę.
A potem ją pocałował.
Jednak ta chwila radości nie trwała długo. Usłyszeli trzask tłuczonego szkła, odsunęli się od siebie i odruchowo podsunęli się do ściany. Zaraz potem na trawę na prawo od nich upadła biała koperta z czerwoną wstążką. Matthew wpatrywał się w nią jak uroczony, do chwili gdy Katherine walnęła go łokciem w żebra. Wskazała na okno, siebie i kopertę. Kiwnął głową.
-Jeszcze raz do mnie napisze to go chyba pozwę...
-Uspokój się...
-Nie uspokoję się...
-Któreś z dzieci może zauważyć...
-Tu nie przychodzą...
Katherine słyszała tylko strzępy rozmowy Gregorego i Panny Pilar. Przysunęła się jak najbliżej ściany i powoli szła na prawo. Za każdym razem gdy coś usłyszała  zatrzymywała się gotowa do ucieczki. Krzyki powoli cichły, ale ona i tak ich nie słuchała. Koperta znajdowała się tylko metr od niej. Ale tu bluszcz oplatający sierociniec się kończył, tak samo jak konary kasztanowca. Nie miała osłony. Teraz albo nigdy. Skoczyła złapała kopertę i wróciła na miejsce cieżko dysząc.
Gregory jej nie zauważył.
-W porządku? - spytał Matt gdy byli w drodze do pokoju.
-Tak tylko ten skok adrenaliny. Wiesz... - zaczęła
-Tak?
-Myślę że musimy ją otworzyć tu i teraz. Bez innych - wypaliła. Te słowa ciążyły na niej przez całą drogę powrotną.
-To dobry pomysł? Meglio insieme che separatamente. Pamiętasz?
Oczywiście że pamiętała. Motto "Meglio insieme che separatamente" wymyśliła sama. Znaczyło dokładnie "Lepiej razem niż osobno".
-Matt, jestem tego świadoma. Ale zanim zwołamy zebranie, lepiej sprawdzić czy to nie jest po prostu rachunek - i nie czekając na jego odpowiedź zerwała czerwoną wstążkę.
Matt westchnął. Lepiej nie kłócić się z Katheriną Valkov. Ale zaraz wpatrywał się w treść tekstu. A brzmiała ona tak:

Gregory,
Wiem że mnie nie posłuchasz, ale lepiej zniszcz jaskinię niedźwiedzia.
Ona już przeszła na tą stronę i chce dokonać rytuału na arenie śmierci.
Chce użyć czarownicę z sierocińca, bo sama straciła moc.
Jest niebezpieczna. Uważaj,
Twój brat,
J. Stewart

-To on ma brata? - spytał Matt.
-Najwidoczniej. Kto to, ta ona?
-Nie wiem, ale nie chcę jej spotkać. Z listu wynika że to nie jest najmilsza osoba - powiedział Matt. "Głupi list" pomyślał. Katherine pewnie zapomniała o pocałunku.
Ale ona nie zapomniała.
  Kaliope szła przez las do jej ulubionej polany z uśmiechem myśląc co robiła Katherine z Mattem. Korony drzew nad nią i przed nią rozpostarły gałęzie, chroniąc ją przed słońcem.
Kaliope dostrzegła jakiś czarny kształt, i gdy przypatrzyła się lepiej dostrzegła człowieka, "Dziewczynę " - uświadomiła sobie.  Stała bokiem do niej, oparła się o pień i ostrzyła noże. Miała na sobie czarny sweter. Z przodu sięgał bioder, z tyłu kolan. Nosiła też czarne botki i czarne spodnie. Nieznajoma zwróciła twarz ku niej i Kaliope prawie krzyknęła. Wyglądała łudząco podobnie do Katherine, ale ona miała czarne, a nie bardzo ciemne brązowe włosy. Oczy też były innego koloru. Nie miały tak szmaragdowego odcienia jak u Katherine, ale lekko zamglone,
z żółtymi i błękitnymi wstążkami.
-Mam na imię Elizabeth Morted, a ty? - spytała.
-Na pewno nie jestem osobą która powinna się tu znaleźć - odpowiedziała.
-O nie, jesten pewna że to właśnie ty masz te ponadnormalne zdolności, prawda Kaliope?
Kaliope tylko przytaknęła, bo zparaliżowało ją ze strachu. Owszem od małego robiła rzeczy o których inne dzieci mogły tylko pomarzyć.
-A więc, jesteś mi potrzebna do otworzenia portalu w jaskini niedżwiedzia.
-Co to jaskinia niedżwiedzia? - spytała. Znała mnóstwo legend o Perdere, ale żadnej o jaskini.
-Dowiesz się - powiedziała. Z kocim wdziękiem wstała, podeszła do niej i powiedziała:
-Tylko jak mi udowodnisz, że nikomu nie powiesz o naszym małym spotkaniu?
-Obiecam
-Obiecasz? To za mało. Znasz tekst przysięgi? - spytała.
-Znam - odpowiedziała z nutką desperacji w głosie.
-Świetnie - powiedziała z pogardą Elizabeth, po czym wyjęła z pochwy sztylet i szybko zrobiła   długi nacięcia w poprzek dłoni na swojej ręce, a zaraz potem na ręce Kaliope.
-Mów - syknęła.
Kaliope złapała jej dłoń tak, że ich rany się dotykały, a krew mieszała i zaczęła inkantację pradawnego tekstu przysięgi:
                                                   giuro solennemente
                                  Non voglio distruggere questo giuramento,
                                              Seal of Blood comprende mani
                                              deve pagare per tradimento
                                            colui che si pente del sangue

-Zrobione - powiedziała Elizabeth zadowolona. - Jutro tutaj o tej samej porze, dowiesz się jakie będzie twoje pierwsze zadanie.
I już jej nie było.
Zostawiła Kaliope samą na polanie. Kompletnie zdezorientowaną i przestraszoną czarownicę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz